Myślałem, że ziemia mnie pamiętała, tak czule zabrała mnie z powrotem
Miłosz Flis
Jesteśmy wszechświatem tak samo, jak gwiazda neutronowa czy czarna dziura. Ostatecznie, składamy się z tych samych pierwiastków, jak obiekty, które wytwarzamy i którymi się otaczamy. Pijemy tę samą wodę, którą pili pierwsi ludzie, dinozaury, pierwsze wielokomórkowce.
Kryzys klimatyczny, groźba wojny atomowej czy nawet ryzyko uderzenia w Ziemię meteorytu sprawiają, że przetrwanie rodzaju ludzkiego w perspektywie nawet kilkudziesięciu lat wydaje się wątpliwe. Pomimo alarmujących prognoz naukowych, ludzkość jest nadal podzielona; skupia się desperacko na utrzymaniu status quo.
Podczas prac nad wystawą cały czas towarzyszyła mi myśl o nieuchronnej zagładzie ludzkości. Starałem się spojrzeć na to wydarzenie z perspektywy kosmicznej. Przytłoczony własną niemocą wyzbyłem się smutku. Przyjąłem postawę akceptacji w duchu optymistycznego nihilizmu.
Ekspozycja została podzielona na trzy części nawiązujące do odległej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W pierwszej fantazjuję na temat form, które mogły przybierać byty zanurzone w materii pierwotnej. W teraźniejszości umieściłem obiekt mający nakreślić kondycję współczesnego człowieka, a przyszłość odzwierciedla moją – ludzką potrzebę pozostawienia po sobie śladu. Marzenie o tym, że Ziemia nas zapamięta.